środa, 4 czerwca 2014

My Polacy

„Takiego zwierzęcia nie ma”, czyli nieuleczalny syndrom polskiego malkontenta

Czy zdarzyło się Państwu spotkać osobnika, czy to w kraju, czy też tutaj, na emigracji, który, mimo iż od 1989 upłynęło ponad dwadzieścia lat, ciągle jeszcze nie zauważył, że Polska jest niepodległym krajem? Który bezprecedensowe, bo pokojowe (bez przelewu krwi w kolejnym powstaniu narodowym), porozumienie z totalitarnym reżymem, oddającym władzę, nazywa zdradą?

Który idzie w zaparte, i nie dostrzega oczywistych sukcesów Polski w każdej dziedzinie życia społecznego, niesłychanego awansu ekonomicznego i jej ustabilizowanej, międzynarodowej pozycji? Który twierdzi, że Polska jest wasalskim krajem, rządzonym przez ościennych ciemiężycieli, nie widząc jej suwerenności i w skali historycznej, wyjątkowo korzystnej i pokojowej koegzystencji ze wszystkimi sąsiadami? Który twierdzi, że w kraju, gdzie Kościół cieszy się wpływami i pozycją, jakiej nie ma w żadnym innym europejskim państwie, katolicy są prześladowani i spychani do getta? Który, wychowany w ojczyźnie uprzednio kontrolowanej przez oczywistego, komunistycznego wroga, po jego zniknięciu, wymyśla sobie nowego – bo bez nieprzyjaciela, z którym trzeba walczyć, życie nie ma ani smaku, ani sensu?

Który w wolności i demokracji nie potrafi się odnaleźć, bo zagubił się w różnobarwnej przestrzeni, która przestała być przejrzystym, biało-czarnym schematem? Który czuje się niedocenionym, ignorowanym i zaszczutym człowiekiem, bo nieliczni chcą słuchać jego kuriozalnych wywodów; bowiem z bojownika o słuszną sprawę przemienił się w zmarginalizowanego dziwaka? Który nie dając sobie rady ze swoją frustracją, stara się ją przelać na innych ludzi, jątrząc, oskarżając i obrażając? Który przypomina nam bohatera opowiastki o panu, który po raz pierwszy odwiedził zoo, zobaczył żyrafę, dokładnie się jej przyjrzał i stwierdził: „takiego zwierzęcia nie ma!”
Zamiast kontynuować zadawanie pytań, sięgnę teraz do bardzo udanej analizy malkontenctwa, pióra znakomitego pisarza, Wojciecha Kuczoka, którą znalazłem w jego ostatniej książce „Spiski. Przygody tatrzańskie.” Tak oto pisze on o ojcu narratora, którym jest nastoletni młodzieniec, dojrzewający już w Polsce wolnej od komunizmu: „(…) po prostu nie potrafił dla siebie znaleźć miejsca w pozytywnej rzeczywistości – nie umiał działać, potrafił tylko przeciwdziałać.

Urodził się w kraju okupowanym, potem przez pół wieku żył w kraju okłamywanym, i tak do tego przywykł, tak mu się już umysł i dusza sformatowały, że nijak nie potrafił się przestawić na myślenie afirmatywne, był przerażony wolnością i tym, że zamiast dalej używać słów potępiających system, którymi władał biegle, zamiast języka konspiry, biadania i pomstowania na wszechobecne upodlenie, zamiast bicia na trwogę – będzie musiał teraz przywyknąć do nowych fundamentów języka, zdominowanych przez nomenklaturę kapitalizmu zasianego na ugorze. Najpierw zdezorientowany narzekał, że nie ma na co narzekać, przez pewien czas mówił wprost, że kiedyś było lepiej, bo było kogo lżyć, było się o co kłócić, a potem, kiedy uważnie wsłuchał się w siebie, pojął, że wystarczy mu się przestawić na krytykę nowego systemu i znowu będzie kogo lżyć, znowu będzie się można pożywiać negacją i psioczeniem.”

Pożywianie się negacją i psioczeniem jest toksyczne nie tylko dla zatwardziałego malkontenta, który przez ośli upór ze swojego nieszczęścia się już nie wyleczy, ale i mentalnie zabójcze dla jego otoczenia. Dlatego osobników, dotkniętych opisanym tutaj nieuleczalnym syndromem, trzeba unikać za wszelką cenę, nie wystawiać swojego zdrowego rozsądku na pokuszenie, chronić swe zdrowie psychiczne przed negatywną energią, którą wydzielają, a ducha osłaniać przed ich zaraźliwym jadem.

Artykuł z serwisu Airstar.pl Promocja strony
Autor: wrobel

Podziel się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem. Dodaj artykuł na Airstar.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz